• Płomyk

    Płomyk co chwila rozpala się
    Co jakiś czas zalany łzą przygasa

  • "Paw Królowej"

    Takich doskonałych zbitek słów upakowany ściśle
    Chciałbym czytać nieustannie
    i zachwycać się ideałem perfekcyjnych słów skonstruowaniem.
    Lecz utworzyć tak wspaniale zakodowany
    Słów magiczny sens sprytnie utkany
    Jest niemożliwością dla mnie w obecnym stanie.

  • Wiara

    Niech kamień na kamieniu molocha ręką stworzony
    głosem prawdy dla ciebie nie będzie.
    Prawdę tego w sercu znajdziesz,
    tam ona dla ciebie światłem będzie najczystrzym.

  • Cienie tańczące w oddali
    Wśród lasów tajemnych
    Rozświetlonych barwą księżyca

    Trzymają się za ręce
    Wirują, dziękując za wszystko ziemi
    Modlą się od gwiazd

  • Stracił pamięć raz człek jeden,
    Z miłości i czarów pocałunku,
    Tych ust lekkich, elfki leśnej zjawy

  • Zemsta

    Szmeru szelest liści, tętno wzmógł,
    To znów kruk, trwogę niepotrzebną wzbudził.

    Nieba inkaust ciemniejący, błyskiem rozświetlany,
    Coraz szybciej grzmotem doganiany.

    Wiatr w chciwości porywie tuman liści co rusz to porywał.

    Jeźdźca płaszcza czerń z granatem nieba konkurowała.

    W drewna stukot pięści pancernej, ciszę zakłócił.

    Płomyk świecy na wieży wysokiej, lekką nadzieje w duszy by rozpalił.

    Drzwi skrzyp cichy po chwili, kluczem w zamku poprzedzony, twarz w szczelinie zapowiedział.

    Ręka szybkim ruchem łapiąc, starca wyciągając, drzwi na oścież otworzyła,
    w piachu i liściach spoczął, najgorszego oczekując.

    Zimną stal, wytrenowanym ruchem wyciągając, trwogę na twarzy starca wzbudził.
    Błysk na stali ostatnim widokiem skazańca się okazał.
    Miecz ciało przebijając, zimnej zemsty dopełnił obietnicę.

  • Ikar

    W rozpostarte skrzydła wiatr dął nieustannie - lotki furkotały
    Gwarnych mew szmer nieustanny, dolatywał z oddali
    Końców skalnych głazów rozgrzanych, ostry dotyk czuł pod stopami

    Z przymrużonych oczu, łzy lekko po policzkach spływały
    Z wyskoku nóg zgiętych muskularnych, w dół przepaści poszybował niedościgle
    Silnych rąk wymachem, ciało swoje w górę wzniósłszy, śmierć niechybną oddalił

    Dwa nie-ptaki nad morzem szybując, z więzienia swego uciekali
    Ojciec wskazówki swe przekazywał nieustannie
    Niepomny przestróg lotem swym zafascynowany, ekstazą wolności co rusz się to posilał
    Coraz wyżej w górę frunąc, morze spienione zostawiając coraz dalej

    Pszczół produkt, w ciepłych promieniach nikł coraz bardziej
    Co raz to więcej piór, wirowało w tańcu, ku zimnej toni opadając.
    Skrzydła odpadając, jego los przypieczętowały,
    w zimną toń runął, w głębinach pogrzebany.

  • Roztańczeni szamani wirowali w opętańczym szaleństwie
    Kolory migocząc przywoływały wspomnienia dawnych zapomnianych krain
    Otaczająca Ciemność jakby odeszła - nieistotna, ognie wypełniały przestrzeń
    Tańczyli zostawiając za sobą ślad żywego ognia.

Copyright © 2002-2012 Jakub Jankiewicz